W szeregach beniaminka TBL jedynym dostarczycielem punktów był Louis Truscott, dla którego bez wątpienia należy się wyróżnienie. Amerykanin świetnie radził sobie w strefie podkoszowej i Poloniści mieli duże problemy, żeby go powstrzymać. Jego popisy pozwalały jednak tylko egzystować Siarce. Działo się tak dlatego, że miejscowi coraz bardziej powiększali zdobycz punktową i po rzutach Hardinga Nany, na 3 minuty przed końcem pierwszej połowy wygrywali 46:30.
W podkarpackiej drużynie w dużej mierze zawiódł Stefan Blaszczynski. Australijczyk z polskimi korzeniami po raz kolejny okazał się być bezproduktywny i jego obecność na parkiecie nie przyniosła Siarkowcom żadnych korzyści. Inaczej było w przypadku Tomasza Pisarczyka, który w końcówce wniósł trochę ożywienia w poczynaniach swojej drużyny, dzięki czemu strata Siarki zmalała do 11 oczek. Sprawiło to, że w ekipie gości zrodził się cień nadziei na wywalczenie korzystnego rezultatu.
Tyle, że po zmianie stron obraz gry nie uległ zmianie. Na boisku nadal przeważali gracze "czarnych koszul" i nie pozwalali tym samym rywalowi kontynuować wyczynów z końcówki poprzedniej kwarty. Co prawda przyjezdni momentami notowali przebłyski i za sprawą wspomnianego już Truscotta próbowali nawiązać walkę z rywalem, lecz była to kropla w morzu ich potrzeb. Warszawianie w tym czasie cały czas utrzymywali, bowiem bezpieczny dystans i konsekwentnie wcielali w życie przedmeczowe założenia. Warto dodać, że szkoleniowiec Polonii nie bał się w tym czasie stawiać na swoich młodych zawodników, którzy swoją co najmniej dobrą grą odwdzięczali mu się za zaufanie. Wszystko to sprawiło, że przed decydującą batalią gospodarze
prowadzili 71:59 i główną niewiadomą pozostawały tylko rozmiary ich zwycięstwa.
W ostatniej kwarcie, niemający nic do stracenia podopieczni Pamuły przyspieszyli nieco tempo i wedle zaleceń swojego trenera zaczęli preferować grę podkoszową. Do pewnego momentu przynosiło to nawet spodziewane efekty, ponieważ gra się wyrównała i na 6 minut przed końcem spotkania podkarpacki jedynak w ekstraklasie był gorszy już tylko o 7 roczekr1;. Podobać się mogła szczególnie postawa Stanley'a Pringle'a. Amerykański rozgrywający wziął na siebie ciężar gry i raz za razem notował na swoim koncie kolejne punkty.
Gospodarze w tym czasie prezentowali się słabiej niż w poprzednich odsłonach i sprawiali wrażenie, jakby chcieli jedynie doczekać do końcowej syreny. Jedynym, który się wyłamywał z tej reguły był Kwiatkowski. Młody rozgrywający w ostatnich momentach meczu zaprezentował kilka udanych penetracji i mimo opieszałości partnerów, przypieczętował zwycięstwo swojego zespołu.
źródło: www.koszykówka.net Dodane przez kasz7 dnia 10/04/2011 | 5190 Czytań -  |
|